Amplifikacja Musicala z czasem mimo wszystko ewoluuje, czego żywym przykładem jest podstawowa integra tej marki. Ciepła, ale nie zawsze…
Dystrybutor: Rafko Dystrybucja www.rafko.pl |
Tekst: Marek Lacki | Zdjęcia: AV |
|
|
Musical Fidelity M3si - wzmacniacz zintegrowany
TEST
Założyciel i właściciel Musical Fidelity stwierdził niegdyś w jednym z wywiadów, że większość opowieści konstruktorów o tym, jakoby konstruowali wzmacniacz przez kilka lat, to zwykłe bujdy. Oznajmił, że swoje konstrukcje opracowuje pod prysznicem albo w czasie jazdy autobusem. Przychodzi mu do głowy pomysł i po prostu go realizuje. Czy tak było tym razem? Trudno zweryfikować, ale faktem jest, że „płodność” londyńskiej firmy na przełomie tej i ubiegłej dekady była powodem do zmartwień większości dilerów i dystrybutorów. Po okresie tych „szaleństw” Michaelson w końcu okrzepł i zaczął produkować regularne linie urządzeń, nie wprowadzając nowości tak często jak kiedyś.
I tak, obecna oferta Musical Fidelity jest dość czytelna. Wzmacniacz M3si, któremu towarzyszy dedykowany odtwarzacz M3scd, to najtańsza pełnowymiarowa integra w całym portfolio.
Budowa
M-trójka wygląda skromnie, lecz bardzo elegancko. W projekcie odnajdziemy sporo wyrafinowania i prostoty. Obudowę wykonano podobnie jak u rywali, z wyjątkiem Heeda i Xindaka. Do stalowego chassis przymocowano aluminiową czołówkę, górna pokrywa również jest stalowa. Pilot jest mniej finezyjny niż sam wzmacniacz – plastikowy, ale mimo to całkiem porządny i czytelny. To sterownik systemowy.
Pod względem funkcjonalnym jest to typowa analogowa integra z gałką regulacji głośności i przyciskami dającymi bezpośredni dostęp do wybranych źródeł. Prócz wejść liniowych wzmacniacz ma dwa dodatkowe – USB do podłączenia komputera (24/96) i korekcyjne (phono) na wkładki MM. Bardzo wygodne są gniazda głośnikowe. Bez problemów przyjmą każdy rodzaj zakończeń kabli, z widełkami włącznie.
Wejście Aux1 może służyć do podłączenia zewnętrznego procesora A/V. Jest też wyjście pre-out.
Wnętrze jest zaskakująco sterylne. Czuć wysoką jakość montażu. Wszystkie układy ulokowano na jednej płytce. Poza nią znalazł się tylko transformator toroidalny. Umieszczony w pewnym oddaleniu, zaskakuje swoimi dość skromnymi rozmiarami, typowymi bardziej dla odtwarzacza CD niż wzmacniacza. W trybie stand-by zastępuje go miniaturowy transformator EI. Prąd, zanim trafi do któregokolwiek z nich, jest przepuszczany przez układ zabezpieczający przed przepięciami, wyposażony w warystor. Kondensatory stanowiące główną pojemność filtrującą i jednocześnie magazyn energii, znajdują się w bezpośredniej bliskości końcówek mocy. Na kanał przypadają po dwa elektrolity, każdy ma pojemność po 10 000 µF. Pomiędzy nimi znalazł się mostek prostowniczy.
W każdym kanale znajduje się pojedyncza para bipolarnych tranzystorów końcowych (STD03N/STD03P), a wszystkie przymocowano do jednego wspólnego radiatora, który podczas pracy osiąga umiarkowaną temperaturę. Stopień końcowy pracuje w klasie AB, o czym świadczy umiarkowany pobór mocy na biegu jałowym (xx W). Rezystory układu sprzężenia zwrotnego są metalizowane.
Niestandardowo zaaplikowano regulację głośności. Zaraz za gałką głośności znajduje się klasyczny potencjometr z silnikiem. Nie jest to jednak właściwy tłumik sygnału, a jedynie element przekazujący żądania zmiany poziomu do właściwego regulatora, jakim jest układ Brown PGA23201.
Brzmienie
M3si to udany kompromis, w którym połączono kilka przeciwstawnych cech. Nie osiągnięto w ten sposób ideału brzmieniowego, ale ogólny efekt jest zdecydowanie strawny dla ucha.
Pierwsze odsłuchy odbyły się przy użyciu muzyki orkiestrowej i okazała się ona świetnym materiałem dla tego wzmacniacza. Musical niejako czuł sens tej muzyki. Nie od dziś wiadomo, że wzmacniacze tej marki celują w poprawność barw. Dawniej (20 lat temu) były to wzmacniacze barwne i ciepłe, potem barwne i jasne. Jak jest dziś? Większość urządzeń dąży dziś do neutralności i różnice pomiędzy poszczególnymi wzmacniaczami są mniejsze niż kiedyś. Dzisiejszy M3si jest i barwny, i ciepły, i… jasny. Wydawać by się mogło, że to dziwne, ale tak właśnie jest.
Wróćmy do muzyki orkiestrowej – Musical czyni ją atrakcyjną z kilku powodów: jednym z nich jest przestrzeń. To wzmacniacz, który buduje doprawdy obszerną scenę, z bardzo dobrze rozbudowaną głębią. Nie jest to tylko kwestia prostego odsunięcia sceny od słuchacza, ale budowania głębi przy zachowaniu względnej bliskości pierwszego planu. Dzięki takim właściwościom muzyka ma swego rodzaju oddech, brzmi swobodnie i właśnie subiektywnie przestrzennie. W rezultacie duże sale wydają się duże, a o to właśnie chodzi. Stereofonia nie jest może w Musicalu wzorowo precyzyjna, lecz lokalizacja wokali na środku sceny jest dobra.
Wielkość transformatora zaskakuje. Większy by się pomieścił.
Druga rzecz, dzięki której muzyka orkiestrowa na Musicalu brzmi dobrze, to właściwości środka pasma. Składa się na to barwa i mikrodynamika. Średnica żyje. Jest gładka, ale jednocześnie wibrująco wyrazista i pełna. To takie przeciwieństwo dźwięku gładkiego, ale martwego, pozbawionego emocji, zbyt wypolerowanego. Tu emocje są i dzięki nim instrumenty muzyczne grają prawdziwie, żywo, czuje się ich konkretne wybrzmienia.
Po przejściu do rocka Musical okazuje dwa oblicza. Zależą one od jakości nagrań i ich nasycenia basem. Jeśli trafi na nagrania dobre, a takim na pewno jest „End od the Beginning” zespołu Black Sabbath, wówczas okazuje się, że wydobywa z tego utworu mnóstwo emocji. Przyznam szczerze, że miałem ciary, gęsią skórkę. Bas był bardzo czytelny i zróżnicowany, podobnie żywy jak średnica. Ten utwór ma dość obszerny bas, więc Musical był odpowiednio „pobudzony” w tym zakresie. Potrafił zbudować napięcie, pokazać spore możliwości w zakresie dynamiki makro. Sytuacja zmienia się, gdy M-trójka trafiła na słabo nagrany i chudo brzmiący rock. Wówczas bas jest zbyt słaby, by pokryć dość jasną górę pasma i w rezultacie brzmienie stawało się chwilami agresywne. Tyle że nie do końca jest to wina samego wzmacniacza…
Galeria
- Musical Fidelity M3si - wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M3si - wzmacniacz zintegrowany
- Tył Tył
- Wnętrze Wnętrze
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://m.avtest.pl/audio-video-show/audio-video-show-2018/item/631-musical-fidelity-m3si?showall=1#sigProGalleriacbfa2e6846
Naszym zdaniem
M3si to wzmacniacz o niejednolitej naturze, potrafiący zaskoczyć zmianą swojego oblicza. Jest znakomity przy muzyce orkiestrowej, gdzie swój pełny dźwięk i obszerną przestrzeń łączy z żywą, nasyconą i bogatą mikrodynamicznie barwą środka. Musical generalnie nieźle łączy wypełnienie z precyzją, choć obiektywnie jest ciepły i jednocześnie jasny. Na dobrych nagraniach rockowych daje niezłe emocje, na słabszych – ujawnia ich szorstką naturę, popadając w agresję.
System odsłuchowy:
Pomieszczenie: 37 m2 zaadaptowane akustycznie, o średnim czasie pogłosu, kolumny ustawione w polu swobodnym na krótszej ścianie, w jednej trzeciej długości. Oddzielna linia zasilająca 25A z niezależnym uziemieniem.
Źródło: przetwornik M2Tech Young DSD plus laptop Asus A555L (Win 10 Pro, 4 GB RAM, Intel Core i3 2,0 GHz, J.River MC21)
Kable głośnikowe: Equilibrium Tune 55 Ultimate
Kable zasilające: Enerr Transcenda Ultimate
Listwa: Enerr One + kabel Enerr Transcenda Supreme HC (20A)
Podsumowanie testu - Wzmacniacze zintegrowane w cenie do 7000 zł
Trzeba przyznać, że poziom przetestowanych wzmacniaczy był dość wyrównany i jednoczesnie całkiem wysoki. Nie odnotowalismy słabeuszy, których zupełnie nie warto rozważać w ramach decyzji zakupowych. Aż trzy konstrukcje otrzymały rekomendacje. To wyjątkowo dużo jak na niewielką w sumie grupę testową liczącą 6 sztuk. Xindak XA-6950(II) wyróżnił się nie tylko spektakularnymi gabarytami, wzorowym wykonaniem i zaawansowanym układem dual-mono z lampami na wyjściu i stopniem końcowym w klasie A, lecz także pięknymi barwami i zdyscyplinowanym basem. To ciepło brzmiący wzmacniacz, ale bez przesady. Atoll IN200se brzmi nawet cieplej, a jego atutami, prócz barw, są także stereofonia i dynamika. Heed Obelisk Si III również celuje w cieplejsze klimaty, lecz potrafi też nieźle radzić sobie z barwa, zapewniając przy tym całkiem dobrą równowagę pozostałych cech. Ujął nas swoją prezencją, a niemałym atutem jest też cena – najniższa w tym zestawieniu – a także minimalny pobór mocy. Jest to jednak wzmacniacz o najmniejszej wydajności, o czym warto pamiętać. Także jedyny, który można
upgrade’ować…
Pozostałe modele to również całkiem wartościowe wzmacniacze. Musical Fidelity M3si szczególnie usatysfakcjonuje zwolenników muzyki orkiestrowej. Roksan K3 to z kolei propozycja dla fanów rocka, z dużym potencjałem mocy, co czuć w postaci wielkiej swobody i panowania nad dźwiękiem. Najtrudniej przyporządkować Arcama. Jego atuty to niebywała precyzja, szybkość, konturowość basu oraz dobra funkcjonalność.
Pozostałe wzmacniacze w teście grupowym