PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

PSB M4U 8

Kwi 28, 2019

W starciu z renomowanymi konkurentami kanadyjskie słuchawki nie były faworytem. Są najmniej poręczne i nie oferują najlepszej redukcji hałasu. Skrywają za to mocnego asa w rękawie…

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl 
Cena: 1699 zł

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł ukazał się w Audio-Video 6-7/2018

audioklan

 

 


PSB M4U 8 - słuchawki bezprzewodowe

TEST

PSB M4U 8


Słuchawki o „kryptonimie” M4U 8 (magia liczb i liter?) miały swoją oficjalną premierę podczas styczniowych (2018) targów CES w Las Vegas. Są formalnym następcą modelu M4U 2 (brr, o co chodzi z tymi symbolami?), a zarazem najbardziej zaawansowanymi jak dotąd słuchawkami bezprzewodowymi w ofercie PSB – firmy jeszcze do niedawna kojarzonej wyłącznie z głośnikami. Według oficjalnego komunikatu prasowego, Paul Barton, szef firmy i główny konstruktor, dokonał ostatecznych szlifów w ostatecznym zestrajaniu tych słuchawek, korzystając z bogatego zaplecza technicznego National Research Council w Kanadzie. Jednym z założeń konstrukcyjnych było stworzenie słuchawek zapewniających efekty zbliżone do odsłuchu głośnikowego. Śmiały plan.

 

Funkcjonalność, komfort, budowa

PSB sa zdecydowanie największe i najcięższe w tym porównaniu – pod tym względem wyróżniają się w grupie, co trudno zapisać po stronie zalet. Ważą o połowę więcej niż Bose (349 vs 236 g), muszle są grube, a ich kształt, przypominający bieżnię stadionu, nie pozwala pomylić tego modelu z żadną inną konstrukcją. Także po złożeniu, schowane do sztywnego i opasłego etui, PSB zajmą najwięcej miejsca w torbie czy plecaku. Dodatkowe ponad pół kilo to odczuwalny balast.

Dwie wbudowane baterie wystarczają na maksymalnie 15 godzin pracy, co jest teoretycznie najsłabszym wynikiem w grupie. Także komfort noszenia nie daje szczególnych powodów do pochwał. Słuchawki mocno i ściśle przylegają do małżowin (zapewne w celu jak najlepszej izolacji pasywnej), a komory uszne są – obok Sony – najmniejsze w teście. Raz na nie więcej niż godzinę trzeba przerwać odsłuch i dać naszym uszom nieco odpocząć. Sennheiser pod tym względem wypada dużo lepiej, Bose także są sporo wygodniejsze. Do budowy słuchawek użyto sporo tworzywa sztucznego, a niewielki ruch muszli w przegubach mocowanych do plastikowych jarzm powoduje charakterystyczne odgłosy. Pod względem jakości wykonania PSB wypadają obiektywnie najsłabiej.

PSB M4U 8 regulacja

I to by było tyle, jeśli chodzi o narzekania. M4U 8 mogą pracować w trzech trybach: pasywnym, aktywnym bez redukcji hałasu (w połączeniu z komputerem poprzez USB lub bezprzewodowo poprzez Bluetooth) oraz w trybie aktywnym z ANC. To spory plus, bowiem nie wszystkie słuchawki umożliwiają odłączenie tego systemu (vide: B&O, Sennheiser). Na plus należy także zaliczyć zastosowanie nowoczesnego chipsetu Qualcomm (Bluetooth), dzięki któremu zapewniono wsparcie kodeków aptX i aptX HD. 
Oznacza to możliwość strumieniowania 24-bitowego sygnału hi-res audio (z kompresją stratną) – oczywiście o ile nasze urządzenie mobilne wspiera ten system (a na razie nie jest z tym zbyt dobrze – przykładowo Samsungi nie wspierają aptX HD). Jest też antenka NFC do szybkiego parowania urządzeń. Nie wiem, jaki jest sens stosowania tego udogodnienia, skoro procedura parowania zajmuje co najwyżej 15 sekund. Ale rywale mają, więc i PSB muszą.

Sterowanie z pozoru wydaje się przestarzałe. Nie ma ani reakcji na dotyk, ani komunikatów głosowych. Zastosowano trzy przełączniki, wszystkie w tylnej części prawej muszli. Górny to bardzo wygodny przesuwak góra-dół, którym ustalamy głośność, środkowy przełącznik to włącznik i selektor trybu pracy, dolny, który wygląda identycznie jak górny, służy do przeskakiwania utworów, odbierania połączeń i zatrzymywania odtwarzania. Próżno tu szukać jakichś „wodotrysków”. Czy to źle? Wręcz przeciwnie – wciśnięcie pauzy, zmiana głośności, odbieranie połączeń są zawsze stuprocentowo pewne. Nie trzeba gorączkowo pukać w muszle albo denerwować się, że zamiast zatrzymać odtwarzanie zmieniliśmy piosenkę. Co najwyżej pomylimy dźwignię głośności z przeskakiwaniem utworów. Nawet włączanie słuchawek jest wygodniejsze. Nie trzeba nic przytrzymywać – przełącznik jest zwykły, mechaniczny, działa od razu. A przecież proste rozwiązania są z reguły lepsze; naprawdę czasem nie warto wymyślać koła na nowo.

PSB M4U 8 pady

Duże muszle okazują się dość pojemne, choć nie tak jak w mniejszych i lżejszych Bose QC 35II. Plus za czytelne oznakowanie kanałów – analogicznie jak u arcyrywala.

 

Plusem jest też dodatkowy komplet padów na wymianę. Konkurenci każą sobie za nie płacić.

 

Tłumienie hałasu

PSB oferują bardzo dobre tłumienie hałasu już w trybie pasywnym. Pod tym względem prezentują poziom porównywalny z Sony i nawet ciut wyższy niż Bose, nie wspominając o Sennheiserach. W niezbyt głośnym otoczeniu można w zupełności darować sobie ANC i warto to zrobić co najmniej z jednego powodu – dźwięk będzie lepszy. Włączenie redukcji hałasu dodaje kilka decybeli w zakresie średniego basu, pogarszając jego skądinąd znakomitą jakość. Zresztą sam producent nie ukrywa, że poziom zniekształceń w trybie z włączonym tłumieniem rośnie dwukrotnie.

M4U 8 prawie nie powodują dyskomfortu polegającego na przytykaniu uszu, a skuteczność czteromikrofonowego systemu ANC koncentruje się w głównej mierze na tłumieniu szumu niskotonowego, który w warunkach ulicznych jest najbardziej dokuczliwy. Występuje niewielka kierunkowość działania systemu. W średnich i wyższych rejestrach skuteczność układu jest mniejsza niż w przypdku Sony, B&O i Bose. W ulicznym gwarze nie ma to większego znaczenia, jednak w samolocie lepiej sprawdzają się konstrukcje Bose i Sony.

PSB M4U 8 sterowanie

Prosty, a jakże skuteczny system sterowania. Dwa przyciski i przełącznik pośrodku załatwiają wszystko. Oby tym tropem poszli inni wytwórcy.

 

PSB mają jeszcze jeden ukryty atut – zapewniły najlepszą w grupie jakość głosów podczas połączeń telefonicznych. Odnotowałem wprawdzie drobne zaniżenie barwy głosu żeńskiego, ale to niuans na tle wyrazistości rozmówcy z obu stron – ta była znakomita.

 

Brzmienie

Słuchawki służą przede wszystkim do słuchania muzyki, nieprawdaż? Z pozoru banał, ale warto go przytoczyć, bowiem jak widać choćby po naszym teście, wymagania stawiane współczesnym nausznikom, szczególnie tym bezprzewodowym, znacznie wykraczają poza samą reprodukcję dźwięku. Tu pragnę donieść, że wszystkie „straty”, jakie PSB poniosły na wstępie (głównie w dziedzinach komfortu i jakości wykonania), w pełni odrabiają w kategorii „brzmienie”.

Pierwsza, dość ważna, acz wcale nie najważniejsza obserwacja jest taka, że PSB mają o wiele większy zapas dynamiczny niż pozostałe bezkablowce. Potrafią grać naprawdę bardzo głośno, co nie udaje się ani Bose, ani Sony, ani (w szczególności) Sennheiserom. Wiadomo, że bardzo głośny odsłuch jest niezdrowy, ale kto nie lubi przez chociaż kilka minut „ostro dać czadu”? A im cichsze nagranie, tym mniejsza maksymalna głośność – pamiętajmy, że są to systemy cyfrowe, gdzie nie ma wzmocnienia analogowego powyżej 0 dB. Problem ten nie dotyczy jednak „kanadyjczyków” – albo wzmacniacz jest tu mocniejszy, albo same przetworniki znacznie czulsze. Sam charakter brzmienia, jego jakość, też są całościowo lepsze niż u rywali. Gdzie tkwi haczyk? W energii, naturalności przekazu oraz timingu. Muzyki po prostu chce się słuchać. PSB brzmią na tyle dobrze, że ja, przeciwnik kompresji, zwolennik kabla, zacząłem mocno powątpiewać: po co kupować słuchawki pasywne w zbliżonej cenie, do tego jakieś tam DAK-i lub DAP-y, skoro testowane bezkablowce grają na zbliżonym poziomie i są pięć razy praktyczniejsze? Tak, M4U 8 to jedne z tych słuchawek, które każą się głębiej zastanowić nad odpowiedzią na postawione pytanie – naprawdę!

PSB M4U 8

Równowaga tonalna jest nieco jaśniejsza niż u Bose, Sennheiserów i Sony, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. PSB grają żywiej, niekiedy twardziej, lecz dzięki temu bardziej prawdziwie i w sumie bardziej naturalnie. Mają też przewagę w rozdzielczości i przestrzenności. Do deklarowanego „RoomFeel” jeszcze wprawdzie daleko, ale ma się wrażenie sporej swobody dźwięku, mniejszego stłoczenia sceny, jej uwięzienia w głowie. Obiektywnie znakomite są wysokie tony: rześkie, odważne, ale niezmatowione (vide: Sony), niepodkreślone (jak u B&O), a zarazem bardziej otwarte niż u wszystkich rywali. Również w dziedzinie basu PSB nie dają szans konkurentom. Mile zaskakuje to, że producent „zainwestował” nie w ilość (basu jest dokładnie tyle, ile potrzeba), lecz w jakość. Bas tych słuchawek deklasuje wiele klasycznych słuchawek na kablu i to wcale niekoniecznie tańszych. Żadnych uwag nie miałem do konturowości, precyzji, ani różnicowania omawianego zakresu. Doprawdy uzyskano bardzo satysfakcjonujący efekt. Przez Bluetooth! A tak z ciekawości, sprawdźmy czy po kablu jest lepiej? Niestety, wręcz przeciwnie. Słuchawki w trybie pasywnym grają cherlawie, bez niskiego basu, ciemniej i płasko. Zadziwiająca różnica! Najwyraźniej elektronika znajdująca się wewnątrz robi różne triki, by poprawić brzmienie samych słuchawek. Do czego to doszło. Grunt, że to działa – i to dobrze.

 

Galeria

 

Naszym zdaniem

PSB M4U 8 zzzZ punktu widzenia miłośnika muzyki czy nawet audiofila są to bezdyskusyjnie najlepsze słuchawki w grupie: najbardziej dynamiczne, precyzyjne, barwne, naturalne i przestrzenne. A że ciężkie, mało poręczne i nieco zbyt plastikowe? No cóż, nie można mieć wszystkiego. Ważne, że tłumienie hałasu działa tak, jak należy, powodując mniej efektów ubocznych niż u niektórych rywali. Cena jest właściwa. No i ten bas, ta dynamika, ta energia grania! Nie wolno lekceważyć tego modelu. Nie mamy wyjścia, musimy przyznać rekomendację.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podsumowanie testu - Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400 - 2200zł)

Mobilne słuchawki bezprzewodowe przywłaszczają sobie popularny segment słuchawkowy, spychając modele przewodowe na margines lub do niszy, jaką tworzą słuchawki stricte audiofilskie. Mogłoby się wydawać, że im łączność Bluetooth nie zagraża. Jednak współczesne modele bezprzewodowe za grubo ponad 1000 zł – a przynajmniej niektóre z nich – są tak dobre, że sens zakupu modeli kablowych poniżej tej granicy wydaje się coraz mniejszy...

Platforma testowa

  • Łączność Bluetooth: Samsung Galaxy S7, aplikacja USB Player PRO, pliki bezstratne 16/44,1 oraz hi-res odtwarzane z wbudowanej pamięci i dysku NAS Synology
  • Źródło stacjonarne: MacBook Pro (2015), SSD128 GB, Audirvana Plus 3.1, przetwornik c/a Chord Hugo 2

 

Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400-2200 zł)

 

Jakże wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, testując słuchawki bezprzewodowe z systemem aktywnego tłumienia hałasu – szczególnie flagowe modele poszczególnych producentów. Okazuje się, że drogi dojścia do celu mogą być bardzo różne. Widać (słychać) wyraźnie, że producenci wciąż sami się uczą. Jedni idą w gadżety, co ich produktom wcale nie wychodzi na dobre (sterowanie dotykowe to wciąż śliski temat, jak pokazał nasz test), inni skupiają się na pryncypiach. Większość dąży do tego, aby ich system NC odcinał słuchacza od otoczenia za wszelką cenę (czym najłatwiej się pochwalić), co poniektórzy jednak stawiają na naturalność doznań (Sennheiser) i wyrównanie skuteczności działania układu z każdej strony głowy słuchacza. Wreszcie, są tacy, którzy potrafią zaprojektować bardzo dobre słuchawki pasywne i dorobić do nich (niekoniecznie dobrą) elektronikę, jak również przeciwnie – firmy, które wyrafinowaną elektroniką skutecznie kompensują ograniczenia samych słuchawek, sprawiając, że dobrze grają tylko w swoim kluczowym przeznaczeniu, czyli w trybie bezprzewodowym (PSB, Sony). Żadnej z tych informacji nie wyczytacie na opakowaniu ani w ulotkach reklamowych, z trudem odnajdziecie je także w internecie.

Bezpośrednie porównanie 5 modeli dało wiele obserwacji, niemało zaskoczeń oraz więcej niż jednego faworyta. Bo kryteria oceny są bardzo różne. Dla pewnej (i chyba najszerszej) grupy odbiorców najlepszymi słuchawkami z ANC będą te dobre w kilku kluczowych dyscyplinach naraz: w wygodzie noszenia, skuteczności tłumienia hałasu, dobrym brzmieniu, długo trzymającej baterii (choć tu różnice wydają się mało istotne w praktyce). Wybór tak zdefiniowanego faworyta był – przyznaję – najtrudniejszy. Sprawę ułatwiła punktacja, ale znaczenie miało też ogólne odczucie – odpowiedź na pytanie: z którymi słuchawkami czułbym się najlepiej – na ulicy, w metrze, w samolocie, wreszcie w domu. Albo po prostu: które są najbardziej wszechstronne i najmniej wkurzają? Odpowiedź prawdopodobnie nie jest zaskakująca i brzmi: Bose QuietComfort 35 II. Ta nowa wersja znanego „benchmarku” w kategorii słuchawek bezprzewodowych robi wszystko, co do niej należy, dobrze ustrzegając się błędów i wpadek, które obficie przydarzają się konkurentom. To najlepiej przemyślany i dopracowany produkt w grupie i chyba w ogóle, bo poza przetestowanymi modelami raczej żaden inny nie może skutecznie zagrozić Bose.

Szukanie zdobywców pozostałych dwóch miejsc na podium doprowadza do ważnego wniosku, że o obu pozycjach bardziej decydują mocne strony produktów, które ukierunkowują je pod kątem konkretnych grup nabywców aniżeli szukanie drugiego czy trzeciego najlepszego omnibusa. Bo w rzeczywistości jest tak, że zarówno Sennheisery Momentum Wireless M2, jak i PSB M4U 8 to świetne produkty – tyle że kompletnie inne. Ktoś, komu zależy na najlepszym, a przede wszystkim na najbardziej dynamicznym i żywym dźwięku – takim przypominającym domowe słuchawki hi-fi wysokiej klasy – powinien bezdyskusyjnie sięgnąć po kanadyjskie nauszniki. Owszem, są wielkie, ciężkie i średnio wygodne, ale grają że, hej. Dynamiką zmiatają rywali ze stołu. W dodatku doskonale obchodzą się bez kabla – jego nawet nie warto wyciągać z pudełka, bo może być tylko gorzej. Z kolei niemiecka propozycja to ukłon w kierunku tych, którzy nie oczekują totalnej izolacji od otoczenia (nie spędzają dwudziestu czy więcej godzin miesięcznie w samolocie), a cenią najwyższy komfort noszenia okraszony nie gorszym brzmieniem – bardzo muzykalnym i przyjemnym. I nie przeszkadza im, że aby ostro pograć, trzeba sięgnąć po kabel i podłączyć do DAP-a, czy (choćby mobilnego) wzmacniacza słuchawkowego. W tym zastosowaniu Momentum rozwijają skrzydła i są całościowo najlepszymi w teście słuchawkami pasywnymi, a więc takimi do zwykłego, stacjonarnego użytku. To zaś w połączeniu z nieprzeciętnym komfortem czyni je niezwykle uniwersalnymi – tyle że w innym wydaniu niż Bose. Wisienką na tym smacznym torcie jest cena: wręcz okazyjna.

Czy to przypadek, że oba modele słuchawek, w których zastosowano rozbudowane sterowanie dotykowe okazały się najmniej przekonujące? Nie sądzę. Sony postawiło na ekstremalną skuteczność działania systemu NC, zapominając jednak trochę o brzmieniu, które w trybie pasywnym jest zadziwiająco słabe. Poza tym sam interfejs jest mniej wygodny, a przede wszystkim bardziej zawodny niż klasyczne rozwiązania (Bose, PSB). Propozycja B&O to najbardziej złożony przypadek, słuchawki najtrudniejsze do jednoznacznej oceny. Można je bardzo polubić, ale można też… sami wiecie, co mam na myśli. Po kablu brzmią świetnie, 
po Bluetooth – już mniej (choć da się je „odratować” programową korekcją EQ). Design i wykonanie działają na emocje, ale ta cena… Grupa docelowa chyba jednak się zgadza, o ile oczywiście zaakceptuje „awangardowy" sposób sterowania

 

Pozostałe słuchawki w teście grupowym

 

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją